Święta Bożego Narodzenia w kulturze tradycyjnej

Święta Bożego Narodzenia w kulturze tradycyjnej

Snopek słomy zamiast choinki, pusty talerz dla dusz zmarłych czy dzielenie się opłatkiem ze zwierzętami - o tym, jak przed laty wyglądały święta Bożego Narodzenia na Suwalszczyźnie opowiada Magdalena Zielińska z Pracowni Dziedzictwa Kulturowego Suwalskiego Ośrodka Kultury.


Jak wyglądały Święta Bożego Narodzenia w kulturze tradycyjnej?

Przede wszystkim święta były dużo mniej komercyjnym wydarzeniem. Obecnie skupiamy się głównie na zakupach, ozdobach i prezentach, podczas gdy tradycyjnie święta przeżywano głównie jako czas bardziej duchowy, skupiony na rodzinie. Czas kończący adwent, czas związany bardzo mocno z religią chrześcijańską różnych wyznań, które zamieszkiwały i wciąż zamieszkują Suwalszczyznę. Jeśli chodzi o tradycję, należy pamiętać, że choinka jest stosunkowo nowym wynalazkiem – zaczęła pojawiać się w naszym regionie w XVIII wieku, a przyjęła na stałe w XIX. Przybyła z terenów Niemiec i tak naprawdę to stamtąd wywodzi się ta tradycja. Natomiast pierwotnie w kulturze tradycyjnej również na ten świąteczny czas zdobiono domy, choć w nieco inny sposób. Była zieleń, gdyż już od czasów przedchrześcijańskich okres przesilenia zimowego był czasem najgłębszej zimy i najdłuższej nocy. Starano się więc ożywić domostwo, czy też symbolicznie spowodować koniec tej nocy ozdabiając dom igliwiem, zielenią przyniesioną z lasu, ale przede wszystkim słomą i sianem. Zamiast choinki tradycyjnie ustawiano i dekorowano snopek słomy bądź snopek zboża z ostatniego plonu. Wierzono bowiem, że to, co dzieje się w wigilię, prognozuje i zapowiada jaki będzie przyszły rok. Na przykładzie wysokości czy obfitości snopka prognozowano jakie w kolejnym roku będą plony. Dziś symbolicznie wkładamy wiązkę siana pod biały, wigilijny obrus, a tradycyjnie tym sianem wręcz zaściełano cały stół. Z kolei po wieczerzy karmiono nim inwentarz. Z czasem do tego doszło też dzielenie się opłatkiem ze zwierzętami. Nawet w paczkach z opłatkami znajdował się specjalny, przeznaczony dla zwierząt z gospodarstwa opłatek, zazwyczaj w kolorze różowym. Do wigilii domownicy podchodzili bardzo poważnie. Każdy musiał dokładnie się wykąpać, założyć świeże, czyste ubrania i dopiero wtedy mógł zasiąść do stołu.

 

Sama Wigilia również różniła się od tej dzisiejszej?

Wigilia była dniem ścisłego postu, poszczono przez cały dzień i dopiero z pierwszą gwiazdką zasiadano do wieczerzy wigilijnej, która była pierwszym posiłkiem dnia. Jedzono celebrując posiłek, w podniosłym nastroju, gdyż wieczerzę wigilijną traktowano jako moment spotkania z duchami zmarłych bliskich. Pierwotnie to puste naczynie, które zostawiamy na stole dla niespodziewanego gościa, przeznaczone było właśnie dla zmarłych odwiedzających bliskich w tym świątecznym czasie. Z tego też powodu jedzenie po wigilii pozostawiano na stole co najmniej do pasterki, a niekiedy to rana, po to, aby duchy zmarłych mogły się pożywić. Takim łącznikiem ze światem duchowym był obficie dodawany do potraw mak. Zmieniała się także liczba potraw. Pierwotnie była to liczba nieparzysta, co miało przynieść szczęście w nowym roku. W zależności od zamożności gospodarza było to od siedmiu do jedenastu dań. Na Suwalszczyźnie dania wigilijne różniły się od tych spotykanych w kraju. Wigilia była postna i bez mięsa, jednak starano się, aby na stole znalazło się wszystko to, co w ciągu roku urosło w polu, ogrodzie, lesie, sadzie i w wodzie. W polu, czyli ziarna zbóż, pszenica do kutii, ziemniaki w mundurkach gotowane w zakwasie z kapusty i podawane ze śledziem, czy taka najstarsza i najbardziej tradycyjna w regionie potrawa czyli kisiel owsiany z dodatkiem różnych dosładzających go owoców. Z ogrodu pojawiała się kapusta czy groch. Z lasu dużo grzybów podawanych z cebulą i oliwą. Z sadu czyli suszone owoce do kompotu i z wody czyli ryby. Akurat na Suwalszczyźnie karp nie był najbardziej tradycyjną rybą. Przede wszystkim podawano solone śledzie i świeżą, smażoną rybę złowioną w jeziorze – taką, jaką akurat udało się złowić. Nie mogło zabraknąć również potraw z maku. Była kutia, czyli tłuczone ziarna pszenicy gotowane z miodem, bakaliami i dużą ilością maku - choć to bardziej tradycja litewska. Pojawiały się łazanki, czyli kluseczki makaronowe z makiem na słodko, albo wileńska tradycja - tak zwane śliżyki czyli podobne do łazanek, ale bardziej przypominające drożdżowe kopytka w słodkiej makowej zalewie, placuszki ziemniaczane z makiem na słodko. W niektórych domach do dziś podaje się szare kluski ziemniaczane oraz kontynuuje zwyczaj stawiania na stole wody makowej, czyli tej w której mak się wcześniej moczył. Miała ona służyć do zamaczania opłatków. Biorąc pod uwagę konotacje maku związaną ze sferą przenikania się świata i zaświatów, można interpretować, że jest to sposób podzielenia się opłatkiem z duchami zmarłych. Po wieczerzy domownicy zasiadali do wspólnego kolędowania. W tej chwili przywykliśmy, że muzykę mamy na wyciągnięcie ręki. Telewizor, radio, internet – w kulturze tradycyjnej jeżeli chcieliśmy mieć muzykę, to musieliśmy ją sami wytworzyć. Prezenty pojawiały się, ale pierwotnie były przeznaczone przede wszystkim dla dzieci. Oczywiście nie były to konsole i najnowsze gadżety jak obecnie, ale raczej skromne upominki, zwykle słodycze i słodkie wypieki. Często obdarowywano nimi dopiero po powrocie z pasterki, a w niektórych domach dopiero nad ranem, przy świątecznym śniadaniu.

 

Jak wyglądały przygotowania do świąt?

W dzisiejszych czasach ta cała maszyna zaczyna się nakręcać w zasadzie po pierwszym listopada, kiedy ze sklepów znikają znicze i pojawiają się ozdoby choinkowe, co moim zdaniem trochę odziera święta z tej magii. Mamy taki miesiąc rozbiegowy przez który wszyscy zdążą już się tym zmęczyć, znudzić i mieć dosyć „Last Christmas” puszczanego w każdym sklepie. Dawniej również przywiązywano dużą wagę do czystości. Należało wysprzątać cały dom, wymieść wszystkie kąty, ładnie dom przystroić. Jednak to przystrojenie następowało w zasadzie w ostatniej chwili. Często w samą wigilię, a w niektórych domach nawet był zwyczaj ubierania choinki dopiero po wieczerzy, przed udaniem się na pasterkę. Duże znaczenie miało to, że obrus wigilijny powinien być biały, jako nawiązanie do takiej symbolicznej czystości. Było to odniesienie do Maryi Panny jako matki dziewicy, więc ta biel obrusu była bardzo istotna.

 

Kiedyś nie mieliśmy problemu z wyborem żywej lub sztucznej choinki.

Tak, kiedyś zdecydowanie była tylko choinka żywa. Tradycyjnie też wybierało się świąteczne drzewko, ścinało i przynosiło do domu. Wyglądało to oczywiście nieco inaczej w miastach niż na wsi. Znajdowały się na niej różnego rodzaju ozdoby słomiane – gwiazdy ze słomy, mniej lub bardziej geometryczne kształty wiszących ozdób, łańcuchy z kolorowych papierów, pierniki, plastry suszonych owoców, a z czasem również szklane bombki. Jedną z tradycyjnych rzeczy wieszanych na choince były jabłka, które miały symbolizować rajskie drzewko, co oczywiście wiążę się z religią chrześcijańską. Rajskie drzewko spowodowało wszystkie nieszczęścia, grzech pierworodny, a narodzenie Chrystusa zbawia ludzkość.

 

Panuje przesąd, że w Wigilię zwierzęta przemawiają ludzkim głosem.

Zwierzęta w kulturze tradycyjnej traktowano nico inaczej niż obecnie. Tu należałoby się cofnąć aż do średniowiecza, kiedy pojawiły się bardzo poważne dysputy teologiczne na temat tego czy zwierzęta mają dusze i w jakim stopniu mają świadomość podobną do świadomości ludzkiej. W średniowieczu zupełnie normalną rzeczą było to, że zwierzęta stawały przed sądem. Chyba najgłośniejsza tego typu sprawa wydarzyła się w południowej Francji. Świnia zagryzła, bądź zadeptała małe dziecko. Byli świadkowie, odbył się sąd i zwierzę skazano na powieszenie. Na oglądanie egzekucji spędzono świnie z całej okolicy, aby kara miała wymiar edukacyjny i by inne świnie wiedziały, że nie należy tak postępować. Nas to może dzisiaj śmieszyć, ale pod pewnymi względami było to bardziej humanitarne podejście do zwierząt, gdy zakładano, że mają one świadomość, duszę, myślą i rozumieją co się wokół nich dzieje. Stąd powstało przekonanie że zwierzęta wszystko rozumieją i w ten świąteczny czas, gdy wierzono w przenikanie się światów, zakładano, że zwierzęta mogą mówić ludzkim głosem. Dzielono się z inwentarzem opłatkiem bo wierzono, że to dzięki niemu przemówią. Ludzie podsłuchiwali co zwierzęta mogą powiedzieć do siebie, gdyż uważano, że potrafią przewidzieć śmierć gospodarza. To, czy zwierzęta przemawiają ludzkim głosem to kwestia wiary i przekonań. Znam osoby, które ze swoimi pupilami rozmawiają przez cały rok i doskonale się dogadują, więc myślę, że to ciekawe wierzenie i ciekawy zwyczaj.

 

Kiedy w tradycji kończył się okres świąteczny?

Boże Narodzenie świętowano kiedyś dłużej. Cały ten okres aż do Święta Trzech Króli był czasem szczególnym, czasem w którym starano się powstrzymywać od prac, które nie były konieczne. Wiadomo, że jeśli ktoś miał gospodarstwo to musiał dbać o inwentarz, zajrzeć, nakarmić. Unikano jednak prac polowych i prac fizycznych. Ten wyjątkowy okres kończy się na trzech króli, gdzie przyjęły się orszaki, zwyczaj przebierania się, odwiedzania się ze wspólnym kolędowaniem po domostwach, po wsiach. Zabawa sylwestrowa w naszym dzisiejszym rozumieniu nie do końca występowała w kulturze tradycyjnej. Natomiast rzeczywiście starano się celebrować ten czas jako nowy początek, który przewiduje i prognozuje jaki będzie cały kolejny rok.


Dziękujemy za rozmowę.

Dodaj komentarz